Recenzja filmu

Deep Web (2015)
Alex Winter

Hakerzy i bohaterzy

"Deep Web" podważa obiegowe prawdy o "wolności", o tym, co "dobre" i "złe" w sieci oraz poza nią. Winter dowodzi na przykład, że tak zwana "wojna z narkotykami" leży w interesie rządu oraz
Wyobraźcie sobie, że narratorem filmu dokumentalnego o szarej strefie Internetu jest Neo. Brzmi to jak marzenie – trudno przecież o większą popkulturową ikonę hakera niż główny bohater "Matriksa". Marzenia jednak czasem się spełniają: w "Deep Web" po meandrach cyberprzestrzeni oprowadza nas sam Keanu Reeves. O udziale gwiazdora przesądził zapewne fakt, że jest on kumplem reżysera, Aleksa Wintera (wspólnie zagrali w dwóch filmach o przygodach Billa i Teda). Mniejsza o zakulisowe sekrety. Ważne, że Reeves jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Bo emploi gwiazdora – w tym wspomnienie o postaci Neo – pozwala oswoić kontrowersyjny temat. A metafilmowe nawiązanie kojarzy się z praktykami samych hakerów, którzy chowają się przecież za awatarami popkulturowych herosów.

Jednym z takich herosów jest Straszny Pirat Roberts z komedii fantasy Roba Reinera "Narzeczona księcia". To pod jego imieniem ukrywał swoją tożsamość Ross Ulbricht – były skaut, absolwent fizyki, założyciel niedochodowego biznesu księgarskiego. Ross Ulbricht – sympatyczny dwudziestokilkulatek w typie Roberta Pattinsona. Ross Ulbricht – oskarżany bądź podejrzewany o pranie pieniędzy, handel narkotykami, hakerstwo i zlecanie morderstw. Ross Ulbricht – główny bohater i zarazem wielki nieobecny filmu Wintera.

Główny bohater – bo "Deep Web" to opowieść o losach założonej przez Ulbrichta strony Silk Road, internetowej giełdy, gdzie handlowano m.in. narkotykami. Nieobecny – bo Winter nie ma bezpośredniego dostępu do swojego bohatera. Ulbricht wciąż jest "gdzieś tam", czekający na odkrycie: albo przyczajony za fasadą sieciowych fałszywych tożsamości, albo zamknięty w więzieniu. Ta migotliwość protagonisty jest jednym z tematów filmu. Reżyser mnoży bowiem wątpliwości i pytania, jakie narosły wokół sprawy Silk Road. Pada sugestia, że Ulbricht może nie być winny wszystkiemu, co mu się zarzuca. To jedno z najważniejszych pytań "Deep Web": czy amerykański rząd wykorzystał Ulbrichta w charakterze przestrogi, nadużywając swojej władzy?

Na szczęście Winter nie daje się porwać pokusie namalowania portretu męczennika. Każe nam współczuć Ulbrichtowi, uczłowiecza go, ale nie buduje mu pomnika. A przecież musiał czuć pokusę, by ustawić Ulbrichta w szeregu z innymi kontrowersyjnymi prorokami ery Internetu, Julianem Assange'em czy Edwardem Snowdenem. Obu tych nazwisk nie mogło tu zresztą zabraknąć. "Deep Web" podważa bowiem obiegowe prawdy o "wolności", o tym, co "dobre" i "złe" w sieci oraz poza nią. Winter dowodzi na przykład, że tak zwana "wojna z narkotykami" leży w interesie rządu oraz dużych korporacji, które zbudowały wokół tej koncepcji cały przemysł i sporo na niej zarabiają. Internet okazuje się polem walki – kto przejmie nad nim kontrolę, ten zawładnie przyszłością. Jeśli brzmi to dramatycznie, to tak właśnie ma brzmieć. "Deep Web" ogląda się jak rasowy thriller: mamy śledztwo, mamy proces, mamy globalny spisek, mamy i ruch oporu.    

Reżyser nie chce jednak dawać gotowych odpowiedzi. Przede wszystkim stara się wywołać ferment, wybić nas z myślowych przyzwyczajeń. Znaczące jest już to, jak konstruuje swoją narrację. Film otwiera wypowiedź pewnego hakera, który mówi o faszystach rządzących światem. Tyle że on sam brzmi tu jak czarny charakter, jak jakiś niebezpieczny wywrotowiec. Kiedy wracamy do tego człowieka pod koniec opowieści, jego słowa nabierają jednak nowego znaczenia. Nagle jakoś bardziej mu ufamy, bo w międzyczasie Winter zdążył zasiać w nas ziarno wątpliwości. Ale autor nie zniża się do formuły szczeniackiej agitki. Jeśli szukać podsumowania "Deep Web", to znajdziemy je chyba w słowach Andy’ego Greenberga z magazynu "Wired", który jest jednym z rozmówców Wintera. W ostatnich minutach filmu dziennikarz wyznaje, że "do końca życia będzie niezdecydowany" w swojej ocenie Ulbrichta. Oto znak tego, z jak złożoną kwestią mierzy się film. I dowód, że robi to w sposób dojrzały.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones